
Zabieg zaszycia alkoholowego, czyli wszywki z disulfiramem (esperalem), to decyzja medyczna, ale także silnie obciążona psychologicznie i społecznie. Wielu pacjentów, którzy decydują się na ten krok, nie informuje o nim ani bliskich, ani znajomych, ani terapeutów grupowych. Czasem nie mówi o nim nawet partnerowi. Dlaczego?
Choć wszywka jest formą leczenia, która może skutecznie wspierać w utrzymaniu abstynencji, jej obecność często staje się tematem tabu – nawet wśród samych pacjentów. W tym artykule przyglądamy się przyczynom tej ciszy i pokazujemy, dlaczego warto ją przełamać – przynajmniej wobec osób wspierających proces zdrowienia.
Wstyd – bo „muszę się zaszyć, żeby nie pić”
Pierwszym, najczęstszym powodem milczenia o zaszyciu jest wstyd. Wielu pacjentów postrzega wszywkę jako „dowód na to, że sobie nie radzą”, że ich siła woli zawiodła, że „normalni ludzie” po prostu przestają pić – bez leków, bez zabiegów.
Taka narracja bywa też wzmacniana przez część otoczenia: „Zaszyłeś się? A nie wystarczyło po prostu nie pić?” – słyszą czasem pacjenci. Tymczasem uzależnienie nie jest sprawą silnej woli, tylko chorobą, a farmakoterapia – tak samo jak psychoterapia – to jedno z jej uznanych narzędzi leczenia.
Milczenie o wszywce staje się więc sposobem, by ochronić się przed oceną, etykietą „tego, który nie umiał sobie poradzić”. Jesteś z Łodzi? Więcej o wszywce alkoholowej w Łodzi przeczytasz na: https://nasz-gabinet.pl/lodz/esperal/
Lęk przed byciem postrzeganym jako „niewiarygodny trzeźwiejący”
W środowiskach trzeźwiejących, zwłaszcza w grupach samopomocowych, wszywka bywa kontrowersyjna. Dla niektórych członków grup AA lub uczestników terapii grupowej, abstynencja powinna być oparta wyłącznie na decyzji, pracy nad sobą i sile duchowej.
W efekcie osoba zaszyta może obawiać się, że:
-
jej trzeźwość zostanie uznana za „mniej wartościową”,
-
nie zostanie w pełni zaakceptowana przez grupę,
-
będzie musiała się tłumaczyć lub bronić swojej decyzji terapeutycznej.
Takie sytuacje mogą prowadzić do izolacji, poczucia bycia „innym”, a w konsekwencji – unikania tematu zaszycia.
Chęć zachowania prywatności – szczególnie wobec rodziny i znajomych
Nie każdy pacjent chce, by jego otoczenie wiedziało o szczegółach leczenia. Zaszycie traktowane jest często jako bardzo osobisty krok – dotyczący intymnej sfery życia, podejmowany często po cichu, z dużym emocjonalnym ładunkiem.
Pacjenci nie mówią o wszywce, ponieważ:
-
nie chcą budzić niepotrzebnego niepokoju u bliskich,
-
obawiają się, że zostaną ocenieni jako „skrajni” albo „przypadki beznadziejne”,
-
chcą uniknąć pytań i spekulacji.
Cisza jest więc sposobem na zachowanie kontroli nad tym, jak są postrzegani – zwłaszcza jeśli wcześniej już wielokrotnie rozczarowali otoczenie próbami leczenia.
Brak zaufania do metody i lęk przed „zdemaskowaniem” w razie nawrotu
Zdarza się również, że pacjent, mimo zaszycia, nie jest do końca przekonany, że wytrwa w trzeźwości. Obawia się, że jeśli nie powiedzie mu się leczenie, a bliscy wiedzą o wszywce, poniesie „publiczną porażkę”. Stąd decyzja, by nikomu nie mówić – „na wszelki wypadek”.
Czasem milczenie wynika też z własnych wątpliwości co do skuteczności wszywki – szczególnie jeśli pacjent nie łączy jej z terapią psychologiczną lub nie jest pewien swoich motywacji.
Jak rozmawiać z pacjentem, który nie chce mówić o wszywce?
W gabinecie terapeutycznym lub lekarskim ważne jest, by:
-
nie wywierać presji na „wyznania”,
-
uszanować prywatność, ale też wspierać otwartość,
-
normalizować stosowanie esperalu jako jednego z elementów leczenia,
-
budować przekonanie, że każda decyzja służąca trzeźwości zasługuje na szacunek.
Celem nie jest zmuszenie pacjenta do ujawniania wszystkiego, ale stworzenie przestrzeni, w której nie będzie musiał się ukrywać – również ze swoimi strategiami terapeutycznymi.
Podsumowanie – cisza z lęku czy cisza z wyboru?
Nie każdy pacjent musi mówić o zaszyciu. Ale jeśli milczenie wynika z wstydu, lęku przed oceną lub niskiego poczucia własnej wartości – warto to przepracować. Wszywka nie jest powodem do wstydu, lecz wyrazem decyzji o leczeniu. To akt odwagi i odpowiedzialności, nie oznaka porażki.





